Nawet angielski brzmi tak, jakby bohaterowie mówili z europejskim akcentem. Swoja drogą spore zaskoczenie. Tak duży realizm wręcz przeraża. Facet na drabinie jako sekundant, przerażony główny bohater, któremu non stop zbiera się na wymioty, słabe oświetlenie i kamera niczym w polskim kinie. Kurde, jak to mogło przejść w Stanach?
Dodam, że Géla Babluani jako pierwszy w historii kina zrobił ten sam film dwa razy i chyba przegrał wszystko zanim zaczął. Nie ma gorszej rzeczy jak robić coś specjalnie dla Yankees. Mi podobają się obie wersje, ale bardziej przekonał mnie pierwowzór.
No cóż ja znam też niejakiego pana Haneke, który zrobił Fanny Games w dwóch wersjach. Różnica jest tylko taka, że ten drugi mial juz tak wyrobiona pozycje, ze mogl na to sobie pozwolic. Na szczescie Babluani nie zaliczyl ogromnej wtopy.