Nie podzielam niestety zachwytów nad tym filmem. Ja oceniam go na słabą trojkę, pomimo dużej sympatii do głównego bohatera, czyli Bruce’a Willisa. Zrobił co mógł, żeby uratować ten film o ratowaniu świata. Moje największe zarzuty do filmu to prymitywne lokowanie produktów: Fotel pilota wahadłowca lub pojazdu wiertniczego - pancernika z pięknym napisem RECARO. Ogromne logo producenta noży Victorinox na dziobie pancernika - brakowało tam tylko znaczka BMW lub Mercedesa. Poza tym ogniste wybuchy na meteorycie, który zbudowany był głownie z żelaza i to w postaci stałej, bądź rudy, a nie rozgrzanego do czerwoności. Całości nędzy scenariusza dopełnia radziecki kosmonauta (nota bene sympatyczny i odważny), który potrafi naprawić wahadłowiec waląc w jego podzespoły ogromnym kluczem, bo akurat nie miał młota kowalskiego pod ręką. Zapomniałbym o działku M61 zamontowanym w dziobie maszyny wiertniczej. Widocznie Arnold Schwarzenegger miał grać w filmie, ale w porę się wycofał. Jest to oczywiście podstawowe wyposażenie maszyny służącej do wiercenia dziur w powierzchni Marsa (do czego pojazd ten był pierwotnie w tym filmie przeznaczony). O ile działko to jest od razu gotowe do użycia i potrafi odpalić je byle kowboj lub zwariowany naukowiec, to zwykły pistolet zamknięty jest na pokładzie wahadłowca na cztery spusty i budzi, słuszne skądinąd oburzenie głównego bohatera, wyrażone w jakże oczywistym pytaniu: Po co ci pistolet w kosmosie?