Jak w soczewce ten film skupia niemalże całość relacji rodzinnych, obyczajowych i społecznych a także tego jak trudno w obrębie tych układów ocalić własną tożsamość. Film stawia na happy end nie tylko w temacie przemiany bohatera ale i całej jego rodziny - zwłaszcza ojca. Czy w rzeczywistości można liczyć na taki bieg wydarzeń - być może tak, być może nie - samo zakończenie jest tutaj już mniej ważne - liczy się ta dogłębna analiza jakiej reżyser poddał całość naszych relacji. Dla mnie to tez dramat poszukiwania tożsamości - bo główny bohater cały czas zmienia swą zewnętrzność w nadziei że to pomoże odnaleźć mu siebie.
Jednak to nie o zmianę zewnętrzną idzie - ale o powrót do siebie - i to udaje mu się już bez przebieranek. Świetny film - oprawa czasami bardzo drażniąca - bo bardzo hollywoodzka i głośna - na szczęście treść w tym filmie dorównuje formie więc suma sumarum jest bardz oki. Świetnie poprowadzony temat konstruowania mitów męskości i kobiecości w kulturze i za to oraz wątki magiczne 9/10.
Klimar może głośny, ale na szczęście nie koniecznie hollywoodzki. Połączenie w jednym filmie muzyki Charlesa Aznavoura, Glam rocka i Pink Floydów przeplatali co prawda momentami Stonsi, ale jednak dla mnie film utrzymuje się bardziej w klimacie Europy zachodniej:) Mi przypomina odrobinę "Piosenki o miłości" Honore. Ale z pewnością zgadzam się, że magii tej kanadyjskiej perełce odmówić nie można;)