Obejrzałam ten film tylko dla Evansa. Nie to żebym miała po seansie poczucie straty czasu, ale arcydzieło to to nie jest. Totalnie przewidywalny niestety. Sam motyw główny ciekawy, ale w pewnym momencie już nie wiedziałam co reżyser chce mi przekazać i co jest sednem historii. I te niedorzeczności: naprawdę Frank z jego inteligencją musiał naprawiać łodzie i żyć w biedzie, bo tylko tak mógł zapewnić Mary normalne dzieciństwo? W czasie procesu zarówno Frank, jak i jego matka chcą małą dla siebie, żeby potem oddać ją ostatecznie do rodziny zastępczej? Totalnie bez sensu. I te postacie drugoplanowe: nie wiem po co nauczycielka, i po co sąsiadka skoro absolutnie nic do historii nie wnosiły. Gdyby ich nie było, film nic by nie stracił. Poza tym jak kocham się na zabój w Evansie, tak tu denerwowala mnie jego mina męczennika przez 90 procent filmu. Mocno naciągane 5 z uwagi na grę malej Mary i Jenny Slate, z którą mogłabym iść na piwo.