Kilka miesięcy temu przeczytałam "Wichrowe Wzgórza" i zakochałam się w tej książce, jest
świetna pod każdym możliwym względem, dlatego kiedy dowiedziałam się, że została
zekranizowana byłam prze szczęśliwa! Dopóki nie włączyłam filmu... Film jest mówiąc
dosadnie beznadziejny. Postaci są w ogóle bez charakteru, sceny nielogiczne, zapomniano tu
chyba o czymś takim jak ciąg przyczynowo skutkowy, są ogromne skoki czasowe, a sceny są
tak beznadziejne skonstruowane, że widz, który nie czytał książki w ogóle się w tym nie połapie.
Sceny, które w książce były po prostu przepiękne tutaj wołają o pomstę do Nieba. Tak samo
jak gra aktorska... jedyną dobrze odegraną postacią jest rola Heathcliffa, reszta to dno. Juliette
Binoche zawsze uważałam za całkiem niezłą aktorkę, a tymczasem kompletnie zepsuła moją
wizję Cathy. Była sztuczna jak kij od szczotki, a jej próby zagrania osoby niezrównoważonej
psychicznie są po prostu śmieszne. Wściekłam się jeszcze bardziej kiedy dowiedziałam się,
że o rolę Cathy walczyła z Heleną Bonham Carter... Dziękuję za uwagę.
Dobrze wiedzieć, że książka jest o wiele lepsza. Takie ekranizacje zniechęcają do czytania. Natomiast nie wiedzieć czemu - pomimo tego, że jeszcze nie przeczytałam książki, mam na temat tego filmu takie samo zdanie co Ty. Jedynie właśnie Heathcliff był wiarygodny, choć po pierwszej połowie filmu jego zachowanie było dziwne i nie logiczne. Juliette Binoche...szkoda gadać.
Niedługo biorę się za książkę!Dzięki za ten post.
Przeczytałem kiedyś tą książkę i zgadzam się, że żadna z dotychczasowych jej adaptacji kinowych nie oddaje w pełni jej klimatu, ani poziomu. Historia tam przedstawiona jest pełna, nie ma luk, a przede wszystkim postacie są bardziej wyraziste. Filmowy Heatcliff jest niemal potulnym barankiem w porównaniu do tego książkowego, pisząc w wielkim skrócie. Jednak gra Ralpha Fiennes'a i Juliette Binoche, wraz z muzyką i scenografia sprawiają, że ekranizacja z 1992 r. przypadła mi wyjątkowo do gustu i wzbudza we mnie pewien sentyment (swojej oceny nie opieram jednak, w tym wypadku, na porównaniu do książki, tylko traktuje ten film jako, w pewien sposób, oddzielne dzieło).
Zdecydowanie za niska ocena...fakt,książka powala...ale ta muzyka z nutką tajemniczości i Ralph (z tym błyskiem nienawiści w oku...),ale masz prawo do oceny.Ja wolę nie oglądać innych adaptacji,kiedyś zaczęłam ale uznałam to za marnowanie czasu i nie przekonam się.
Wlasnie jestem po seansie i zgadzam sie, ogormne roczarowanie. Ralp Finnes jak zwykle swietny, ale dac mu za partnerke taka drewniana aktorke? Nie bylo zadnej chemii miedzy nimi, zadnych uczuc, bardzo niewiarygodnie to wypadlo. Szkoda, bardzo szkoda, ze nie wybrano innej aktorki do tej roli. Dla porownania jak wspaniale zagral Ralph Fiennes razem z Kristin Scott Thomas w Angielskim pacjencie. Tam zuzylam naprawde wiele chusteczek a tu zero emocji. I jeszcze do tego ta sama aktorka jako corka? Nie rozumiem tego pomyslu (choc jako corka byla juz bardziej przekonujaca).
To, że ta sama aktorka zagrała zarówno matkę jak i córkę da się jeszcze zrozumieć, z uwagi na to, iż z tego co pamiętam z książki Cathy była bardzo podobna do matki, miała jedynie blond włosy po ojcu
Nie, była bardzo podobna do Lintonów, tylko oczami przypominała matkę. Heathcliff chyba się nawet krzywił na jej widok, tak bardzo była podobna do Edgara.
Mam takie same odczucia. Oglądaliśmy ten film na j.polskim i jako chyba znałam tę historię (czytałam książkę + oglądałam wersję z 2009 roku) ale muszę przyznać, że nawet i ja czasem byłam pogubiona...A co dopiero reszta mojej biednej klasy...
Za to muszę przyznać, że dla mnie wersja z 2009 jest prawie bezbłędna, - jest fajna chronologia, super aktorzy, zdjęcia (no wiadomo, film nowszy, ale nadal). Dopasowanie ról wyśmienite, Edgar bez porównania!
To jest najlepsza adaptacja filmowa tej książki, po samym aktorach i ich klasie widać, że scenariusz jest bardzo dobry, nie wiem o jakiej chronologii piszecie.. więcej wyobraźni.
No nie... Porównanie filmu do książki... Czy tak trudno ogarnąć, że to nie ma sensu. Z czym porownujesz ten film? Z twoją wyobraźnią? Długość filmu vs czytanie książki...? Paranoja. Ja daję książce 10. Filmowi 9 za Ralpha, wrzosowiska i muzyke... A nie za brak jakiś 9 godzin scen. Pliz.
Ja książki nie czytałam i po obejrzeniu filmu ani nie rozumiem skąd w Heathcliffie aż taka nienawiść, ani nie widziałam miłości między głównymi bohaterami (owszem, coś tam nawet o tej miłości mówią, ale nie widać jej między nimi kompletnie), ba, dopiero z pierwszego wpisu w tym wątku dowiaduję się, że bohaterka była niezrównoważona psychicznie...
Zgaduję, że książka jest o niebo lepsza, ale ta ekranizacja to naprawdę kompletne nieporozumienie, mimo świetnej obsady.